Pan Tadeusz - streszczenie
Pełny tytuł:
Historia szlachecka z roku 1811 i 1812
We dwunastu księgach wierszem.
Księga I Gospodarstwo
Dzieło rozpoczyna się Inwokacją, w której autor wyraża swoją tęsknotę za Ojczyzną - Litwą.
„Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie;
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie."
Następnie zwraca się do Matki Boskiej z prośbą o powrót na „Ojczyzny łono". Wspomina nadniemieński krajobraz: leśne pagórki, zielone łąki, błękitny Niemen, pola „malowane zbożem rozmaitem" i szlachecki dworek położony w nadniemeńskiej okolicy.
Na dziedzińcu
posiadłości zatrzymała się dwukołowa bryka i wysiadł z niej młody
panicz. Szybkim krokiem wbiegł do domu, rozejrzał się po komnatach
i patrzył, czy coś się zmieniło podczas jego dziesięcioletniej
nieobecności - wyjeżdżał wtedy, by się kształcić. Zajrzał do
swojego dawnego pokoju i spostrzegł w nim przedmioty należące do
kobiety. Zdziwił się
i wzrokiem szukał lokatorki. Podszedł do okna, obserwował ogród,
ale nigdzie nie było widać ogrodniczki, choć grządki wyglądały
na świeżo podlane, a na piasku widniały ślady drobnych stóp. Nagle,
niedaleko parkanu zauważył smukłą młodą dziewczynę w delikatnej
halce. Jej włosy nawinięte na papiloty tworzyły wokół głowy złocistą
aureolę. Panna zerkała
w kierunku pól - widocznie kogoś wypatrywała. Śmiała się i klaskała
w dłonie. Nagle przemknęła szybko przez ogród i po desce opartej
o ścianę komnaty, wbiegła do wnętrza pomieszczenia. Chwyciła z
poręczy krzesła suknię i zmierzała do zwierciadła, lecz dostrzegła
młodzieńca. On zmieszany przeprosił, skłonił się i wyszedł z
bijącym sercem.
Na ganku zajęto się zaprzęgiem przybysza, „Już konie w stajnię wzięto, już im hojnie dano". Wojski, daleki krewny Sopliców pod nieobecność gospodarza - Sędziego Soplicy pełnił honory pana domu. Zajmował się też przygotowaniami do wieczerzy, na którą zaproszono wiele osób. Wyszedł powitać gościa - Tadeusza. Tłumaczył młodzieńcowi, że stryj zamierza go w końcu ożenić. Do dworku, w związku z planowanym od kilku dni sądem granicznym, mającym zakończyć dawny spór z Hrabią Horeszko, przybyło liczne towarzystwo, w tym wiele panien. Zjawił się między innymi Podkomorzy z żoną i córkami. Młodzi wyruszyli do lasu na polowanie, a damy i starsi poszli oglądać żniwa.
Wojski z Tadeuszem
zmierzali w stronę lasu, rozmawiali. Zapadał wieczór, zgodnie z wolą
Sędziego, w polu i na łąkach ustawały prace, „Czas i ziemianinowi
ustępować z pola". Od strony boru pojawił się orszak gości.
Szli w ustalonym porządku: na początku dzieci
z dozorcą, za nimi Sędzia z Podkomorzyną, obok Podkomorzy z rodziną,
starszyzna i panny, za nimi kawalerowie. Stryj witał się z synowcem,
wzruszony ukradkiem ocierał łzy, po czym, jak przystało na dobrego
gospodarza, poszedł doglądać inwentarz, „Bo Sędzia wie,
że oko pańskie konia tuczy." Wojski poróżnił się z woźnym Protazym, ponieważ ten pod jego nieobecność,
nakazał przenieść ucztę do zamczyska. Wojski był zniesmaczony,
przepraszał Sędziego za zamieszanie, ten natomiast usprawiedliwiał
się przed towarzystwem. Woźny tłumaczył, że we dworze nie ma tak
obszernej sali, by wszystkich pomieścić, natomiast na zamku znajduje
się ogromna sień, doskonała na takie przyjęcia.
Niedaleko za domem wznosił się okazały zamek - „Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków". Czasy jego świetności minęły, dziedzic zginął, część majątku oddano wierzycielom, a część krewnym. Utrzymanie posiadłości wiązało się z wysokimi kosztami, dlatego obiekt zaniedbano. Dopiero Hrabia, bogaty sąsiad i krewny Horeszków, po powrocie z wojaży zainteresował się zamkiem, ale wtedy również Sędzia zechciał stać się właścicielem budowli. Rozpoczęły się liczne procesy, ostatecznie „Sprawa wróciła znowu do sądów granicznych."
Sień, w której
urządzono wieczerzę była pokaźnych rozmiarów. Na ścianach
wisiały trofea
z polowań: „sarnie i jelenie rogi", a na sklepieniu widniał
herb Horeszków, Półkozic. Goście zasiedli do stołu wg określonej
hierarchii - tak nakazywała tradycja: Podkomorzy zajmował najbardziej
zaszczytne miejsce - ze względu na swój urząd i wiek. Obok niego
kwestarz (zakonnik) - Bernardyn: ksiądz Robak, a nieopodal Sędzia.
Odmówiono krótką modlitwę, podano wódkę i posiłek. Tadeusz siedział
w pobliżu stryja i dam. Obok niego stało puste krzesło. Sędzia co
jakiś czas na nie spoglądał, ale wolne miejsce najbardziej intrygowało
Tadeusza - zastanawiał się, dla kogo jest przeznaczone. Przez to
zapominał usługiwać pięknym damom, zwłaszcza Podkomorzance. Podkomorzy
przejął inicjatywę
i nalał córce - pannie Róży odrobinę wina. Stryj począł karcić
bratanka, powołując się na dawne obyczaje, prawił o grzeczności
jako że sam pobierał podobne nauki w domu Wojewody. Podkomorzy rozprawiał
o fascynacji modą francuską, która zaczęła wypierać tradycję
szlachecką, a tym samym zagrażać kulturze narodowej. Mówił z ironią
o francuskich strojach, o ignorancji wobec religii i moralności. Wspomniał
przy tym pewnego Podczaszyca, którego pamiętał z czasów dzieciństwa.
Podczaszyc przyjechał do rodziny Podkomorzego ubrany wedle mody francuskiej,
w karecie, gdzie zamiast lokajów siedziały dwa pieski. Nogi przyodział
w pończochy, a na stopy włożył trzewiki ze srebrnymi klamrami, na
zaś głowę perukę, kazał się tytułować markizem, potem demokratą
i baronem. Wzbudzał ogromne zainteresowanie mieszkańców, ale po cichu
kpiono z przybysza. Następnie Podkomorzy nawiązał do zagranicznych
wojaży ówczesnej młodzieży w celach edukacyjnych, nie zaś by „przemycać"
z obcych krajów inne obyczaje. Wspomniał Rzeczpospolitą i nadzieje
związane z Napoleonem, przy czym nieco ciszej zagadnął księdza Robaka
o wiadomości z Księstwa Warszawskiego, na co zakonnik odparł, że
polityka go nudzi. Mówca zerknął w kierunku starego żołnierza -
kapitana Rykowa, sympatyzującego z Polakami. Rosjanin mniej przychylnie
wyrażał się o Bonapartem, oskarżał wodza o przebiegłość. Potwierdzał
też pogłoski o planowanej wojnie. Służący wniósł kolejną potrawę.
Po chwili w sali biesiadnej pojawiła się nowa osoba, która swoim
przybyciem wzbudziła spore zainteresowanie. Wszyscy ją znali prócz
Tadeusza. Była to piękna, dojrzała kobieta (Telimena) w różowej
jedwabnej sukni, z ciemnymi, wijącymi się włosami. Przebiegając
pomiędzy gośćmi, potknęła się lekko i wsparła na ramieniu Tadeusza.
Zajęła miejsce obok niego. Na końcu stołu rozgorzała dyskusja na
temat łowów. Asesor z Rejentem spierali się o to, czyj chart upolował
zająca: czy Kusy Rejenta czy Sokół Asesora. Spór trudno było rozsądzić.
Młody Soplica
przyglądał się swojej sąsiadce, przypominała mu dziewczę
spotkane rano, chociaż miała inny kolor włosów i wydawała się
nieco starsza. Ogrodniczka kojarzyła się Tadeuszowi z małą dziewczynką.
Telimena spodobała się młodzianowi. Panicz liczył około dwudziestu
lat, od dzieciństwa zamieszkiwał w Wilnie, gdzie opiekę sprawował
nad nim ksiądz. Po powrocie do Soplicowa zamierzał używać życia: „Wiedział, że był przystojny, czuł się rześki, młody".
Co prawda kształcił się, ale nauka nie była jego pasją, wybornie
jeździł konno i doskonale władał bronią. Myślał, że zostanie
żołnierzem, ale stryj miał wobec niego inne plany: zamierzał bratanka
ożenić i oddać mu cały majątek. Telimena uważnie obserwowała
Tadeusza i pierwsza po francusku rozpoczęła rozmowę. Mówili o literaturze,
muzyce, malarstwie i rzeźbie. Kobieta wykazywała się erudycją, młodzian
czuł się przez to skrępowany. Po pół godzinie spoufalili się ze
sobą, żartowali i sprzeczali. Dama ułożyła przed Tadeuszem trzy
gałeczki z chleba, „wziął najbliższą sobie", sąsiadka
ucieszyła się,
a Podkomorzanki poczuły urażone.
Nieco dalej
od żartującej pary trwał spór o charty. Rejent Bolesta
malowniczo opisywał polowanie psów na zająca i uparcie dowodził
zwycięstwa Kusego. Wyrwany nagle
donośnym okrzykiem z rozmowy z Telimeną Tadeusz poparł spryt pupila
Rejenta. Na to jednak oburzył się Asesor, znany ze swej kąśliwości.
Oświadczył, że o takich kwestiach wyrokować powinna ciocia Tadeusza
- Telimena, ponieważ mimo iż od niedawna przebywa w posiadłości, „Lepiej zna się na łowach niż myśliwi młodzi."
Młodzieńca
zdziwiło słowo ciocia, zmieszał się i nic nie powiedział. Podkomorzy
uderzył
w złotą tabakierę - pamiątkę rodzinną, którą jego ojciec otrzymał
od króla Stanisława
i powiadomił wszystkich o zaplanowanym na następny dzień polowaniu.
Wojski, doświadczony w łowach, zażył tabaki, głośno kichnął
i skrytykował polowania na zające
i spór o psy. Dawniej polowano na grubego zwierza: dziki, łosie, wilki,
niedźwiedzie, a szaraki zostawiano sługom i on sam nie miał zamiaru
uczestniczyć w takim niehonorowym pościgu. Śmiech młodzieży zagłuszył
mowę Wojskiego. Wieczerza dobiegała końca, goście udawali się na
spoczynek. Tadeusz noc miał spędzić w stodole, rozmyślał o minionym
dniu
i o Telimenie. Gdy wszyscy już usnęli, Sędzia planował polowanie
i kolejną ucztę. Wydał odpowiednie dyspozycje, przejrzał rachunki
i począł szykować do snu. Woźny pomagał mu zdjąć pas szlachecki
i jednocześnie tłumaczył, dlaczego zdecydował się przenieść wieczerzę
do zamczyska:
„Wszakże kto gości prosi w zamek na wieczerzę,
Dowodzi, że posiadłość tam ma albo bierze."
Kiedy Sędzia zasnął, Woźny Protazy usiadł przy świecy i wydobył z kieszeni książeczkę. Była to trybunalska wokanda. Odnotowano w niej nazwiska osób procesujących się ze sobą. Świadkiem toczących się spraw był Protazy (pełniący wówczas funkcję Woźnego). Pogrążony we wspomnieniach i modlitwie mężczyzna, zasnął.
Narrator snuje dygresje o żołnierzach walczących u boku Napoleona i emisariuszach przekazujących wiadomości poufnej treści. Takim emisariuszem był najprawdopodobniej ksiądz Robak. Zakonnik często na osobności rozmawiał z Sędzią. Z jego wyglądu dało się wnioskować, że tylko część życia spędził w zakonie. Nad prawym uchem, nieco powyżej skroni miał szeroką bliznę, co sugerowało, że brał udział w walkach. Mnich często jeździł po kweście, lecz nie tylko w celu zbierania datków. Odbierał i przekazywał tajemniczą korespondencję, wiedział, co działo się w innych krajach, spoufalał się ze szlachtą i chłopami. Gdy Sędzia spał już od godziny, Bernardyn przyszedł go obudzić.