Pan Tadeusz - streszczenie
Księga III Umizgi
Hrabia wracał już do siebie, lecz ciągle zerkał w stronę warzywnika i wypatrywał ogrodniczki. Przypadkiem potrącił krzaki agrestu, dziewczyna rozejrzała się wkoło, lecz nie spostrzegła intruza. Ukrył się w zieleni i obserwował panienkę. Zauważył specjalny ogródek dla domowego ptactwa, a nieopodal dziecięce główki. Zbliżył się do gromadki. Dzieci wystraszyły się przybysza, a ogrodniczka je uspokajała. Rozpoczął rozmowę, pragnąć poznać imię i losy pięknej nieznajomej. Wypytywał ją, kim jest i gdzie mieszka. Sam upierał się, że zbłądził, wybierając się na śniadanie do dworu i z pewnością jest już spóźniony. Panienka uprzejmie wskazała mu drogę, lecz ostrzegała, by nie deptał grządek. Wzięła jedno z dzieci na ręce, a reszcie przykazała iść przed nią. Hrabia został sam w ogrodzie, rozmyślał o swojej fascynacji pasterką. Doszedł do wniosku, że spodobała mu się zwykła wiejska dziewczyna. Nie zważając na jarzyny, kwiaty i agrest, począł wychodzić z ogrodu.
W pobliskim
gaju odbywało się grzybobranie. Mnóstwo postaci pochylało się
ku trawie
i zbierało grzyby. Telimena wyraźnie się nudziła. Rejent i Asesor
żartowali z niej. Ona tymczasem udała się do swojej Świątyni dumania
- uroczego zakątka osłonionego drzewami. Przysiadła na zielonej
trawie, w pobliżu strumienia i wyjęła książkę. Nikt, prócz Tadeusza,
nie zauważył, jak oddalała się samotnie. Młodzieniec pospieszył
za damą. Był już bardzo blisko, gdy znienacka pojawił się Sędzia.
Umył ręce w strumieniu i usiadł w pobliżu Telimeny. Zaczął z nią
rozmowę. Oświadczył, że on sam nie ma dzieci, a Tadeusz to jego
jedyny spadkobierca. Ojciec młodzieńca, Jacek, przebywający poza
granicami kraju, stale wydaje dyspozycje co do wychowania i edukacji
syna. Sędzia upatrzył już dla bratanka odpowiednią kandydatkę na
żonę - starszą córkę Podkomorzego, Annę. Telimena zaczęła
protestować, dowodziła, że kawaler jest jeszcze zbyt młody i powinien
dalej się kształcić, poznać świat, najlepiej, by wyjechał z Soplicowa,
może do Petersburga, gdzie ona wprowadzi go w odpowiednie towarzystwo.
Sędzia wyznał, iż jego brat Jacek życzy sobie, by Tadeusz poślubił
wychowankę Telimeny, Zosię. Obydwoje mieliby otrzymać nie tylko fortunkę
Sędziego, ale również wiano od Jacka. By tego dopilnować, wysłał
księdza Robaka. Sędzia zaproponował, żeby młodzi wreszcie się
poznali. Telimena ponownie zaoponowała: „Co Wać
Państwu do Zosi? Ja jej ręką rządzę". Zosia była córką
Ewy Horeszkówny, a Jacek Soplica
w ramach zadośćuczynienia rodowi Horeszków (śmierć Stolnika) łożył
na jej utrzymanie. Płacił również opiekunce dziewczyny (Telimenie).
Sędziego zdziwiła decyzja rozmówczyni, ostatecznie postanowił, że
zeswata Tadeusza z Podkomorzanką. Emocje Telimeny nieco opadły i ostatecznie
przystała na propozycję, by wreszcie poznać ze sobą młodych, lecz
zastrzegła, by do niczego ich za wcześnie nie zobowiązywać, nie
naciskać, a spokojnie poczekać na rozwój sytuacji.
Kiedy Sędzia
się oddalił, Tadeusz ponownie zaczął postępować w kierunku
damy, tym razem jednak przeszkodził mu Hrabia. Zauważył on już
wcześniej rozmawiającą parę i zadziwiony tą sceną, zaczął ją
szkicować. Podszedł do zadumanej kobiety, przeprosił za najście
i zaprezentował swoje pejzaże. Telimena zachwycała się szkicami
Hrabiego i zachęcała go do rozwijania talentu. Wspominała przy tym
piękno włoskiego krajobrazu. Wtedy do rozmowy włączył się Tadeusz.
Stwierdził, że równie piękna jest ojczysta ziemia, litewski las,
które również warto uwiecznić na obrazach. Zwrócił się do Hrabiego: „Prawdziwie, będą z Pana żartować sąsiedzi,/
Że mieszkając na żyznej litewskiej równinie,/
Malujesz tylko jakieś skały
i pustynie."
Hrabia dał
krótki wykład o malarstwie, przywołał włoskich mistrzów malarstwa,
Tadeusz zachwycał się jednak pięknem ojczystego nieba, kształtem
chmur, ich barwą. Młodzieniec
i Telimena spoglądali w górę. Tadeusz wykorzystał tę chwilę i
pochwycił rękę damy. Hrabia rozłożył papier i rozpoczął kolejny
szkic. Nagle odezwał się dzwon, obwieszczający koniec grzybobrania.
Telimena podarowała Hrabiemu błękitne niezapominajki. Mężczyzna
przypiął je do piersi. Tadeusz ucałował rękę Telimeny, „uczuł
na ustach zimno". Kobieta poufnie przekazała mu klucz i liścik.
Na odgłos dzwonu z lasu poczęli wychodzić grzybiarze. Nieśli pełne
kosze przeróżnych grzybów. Wojski dzierżył w dłoni muchomora.
Goście zasiedli
do obiadu w ustalonym porządku. Jedzono w ciszy. Telimena rozmawiała
z Tadeuszem, ale odwracała się również do Hrabiego i spoglądała
na Asesora. Tadeusz sprawdzał, czy w kieszeni ma kluczyk, a Sędzia
nalewał trunki Podkomorzemu. Nagle wszedł niespodziewany gość. Gajowy
przekazał wiadomość o niedźwiedziu, który wyszedł
z matecznika i przemieszcza się w stronę zaniemeńskiej puszczy. Sędzia
zdecydował, że zwierz musi zostać schwytany. Kolejnego dnia rano
miała się rozpocząć obława. Nakazał zebrać ludzi ze wsi. Podkomorzy
posłał po swoje psy: Sprawnika i Strapczynę. W kaplicy leśnej miała
rano odbyć się msza święta w intencji myśliwych. Na czele wyprawy
miał stanąć Wojski. Reszta dnia upłynęła na przygotowaniach do
pościgu. Zbierano ludzi, czyszczono broń, szykowano amunicję, podkuwano
konie. Większość gości wcześniej udała się na spoczynek.
Księga IV Dyplomatyka i łowy
W Soplicowie od samego rana przygotowywano się do polowania na niedźwiedzia. Grały trąby, rżały konie, ujadały psy, ale żaden hałas nie był w stanie zbudzić śpiącego Tadeusza. Słońce wkradało się już przez okiennice, a panicz nadal chciał drzemać. Nagle jednak usłyszał pukanie. Spojrzał w okno i zobaczył twarz młodej dziewczyny. Zerwał się, by sprawdzić, kim jest tajemnicza panienka, ale „widzenie zaraz uleciało". Usłyszał jeszcze trzykrotne stukanie i wiadomość o tym, że zaspał, a czas najwyższy wstawać. Wyskoczył szybko przez okno, ale nikogo już nie było. Dwór też opustoszał. Dosiadł konia, wziął strzelbę i ruszył w kierunku dwóch karczm usytuowanych nieopodal kaplicy, gdzie wszyscy mieli się zgromadzić.
„Dwie
chyliły się karczmy po dwóch stronach drogi". Stara, po prawej
stronie należała do Horeszków, w tej rej wodził Gerwazy, nową na
złość Horeszkom, postawił Soplica, tutaj „najwyższe za stołem
brał miejsce Protazy." Obydwie dzierżawił Jankiel, stary Żyd,
cymbalista. Stara karczma, nieco krzywa, przypominała modlącego się
Żyda. Jedna jej część była przeznaczona dla dam i podróżnych,
inna z ogromną salą i stołem dla pospólstwa. Spotykała się tu
okoliczna drobna szlachta, chłopi. W dniu obławy na niedźwiedzia,
miejsce Gerwazego zajmował ksiądz Robak. Częstował przybyłych tabaką,
którą przywiózł
z Częstochowy, wspominał przy tym Napoleona Bonaparte jako przykładnego
katolika: „Napoleon katolik jest najprzykładniejszy". Dowodził,
że z tabakiery zażywał sam generał Henryk Dąbrowski. Wymienione
nazwisko ożywiło rozmowę, w zebranych wstąpił duch walki. By podsycić
atmosferę ksiądz pokazał wnętrze tabakierki: na dnie była namalowana
armia i wódz - Tadeusz Kościuszko. Robak tłumaczył, że cesarz
przed każdą bitwą zażywa tabaki, a to znak zwycięstwa. Litwa oczekiwała
nadejścia Francuzów. Bernardyn począł zachęcać wszystkich do odpowiednich
przygotowań, przede wszystkim zebrania ludzi. Rozważał powstanie
narodowe. Spojrzał w okno i zauważył galopującego na koniu Tadeusza,
przerwał agitację, mówiąc o planowanej kweście. Zebrani szlachcice
zapraszali go do siebie, gdy tylko będzie w ich okolicy. Tadeusz zmierzał
w kierunku puszczy litewskiej. Jej część stanowił matecznik -
teren dziewiczy, nietknięty ludzką stopą,„królestwo zwierząt", „stolica roślin". Tutaj nie docierała cywilizacja, natura
wyznaczała własny rytm. Niedźwiedź przekraczając obszar matecznika,
stanowił zagrożenie dla człowieka, ale był również jego potencjalną
ofiarą. W ciszy myśliwi nasłuchiwali odgłosów puszczy, starając
się wytropić zwierza. Psy ruszyły jego śladem. Strzelcy trzymali
broń gotową do wystrzału. Dyspozycje wydawał doświadczony w polowaniach
Wojski, czekano na jego sygnał. Kiedy charty rozpoznały trop, zignorowano
polecenia Wojskiego i każdy zapragnął zabić niedźwiedzia. Oddano
kilka strzałów i zraniono zwierzę. Las napełnił się rykiem boleści,
wściekłości
i rozpaczy. Towarzyszył mu wrzask psów, strzelców i dźwięki trąb.
Przestraszony zwierz ruszył w miejsce mniej strzeżone, gdzie w pobliżu
stali: Wojski, Tadeusz, Hrabia i kilku obławników. Tadeusz i Hrabia
strzelili niecelnie, niedźwiedź skoczył w ich stronę. Obydwaj znaleźli
się w niebezpieczeństwie. Widzieli to Asesor z Rejentem, Gerwazy i
Ksiądz Robak. Oddano trzy strzały. Zwierzę zostało pokonane. Wojski
na znak tryumfu zadął w róg: „(...) w graniu była
łowów historyja krótka".
Asesor wychwalał
swoją strzelbę sanguszówkę, która tak celnie strzela,
podobnie mówił Rejent o swojej sagalasówce. Konflikt rozgorzał
na nowo. Wówczas Wojski rozpoczął opowieść o Doweyce i Domeyce.
Dwóch szlachciców o podobnych nazwiskach mieszkało niedaleko siebie,
nad rzeką Wilejką. Razem wystrzelili do niedźwiedzicy. Kłócili
się, który zabił zwierzę. Wojski był ich sekundantem, lecz gdy
chciał kontynuować opowieść, przerwał mu Gerwazy. Obszedł dookoła
niedźwiedzia, rozciął mu pysk i wydobył kulę, po czym stwierdził,
że nie pochodzi ona z broni ani Asesora, ani Rejenta, tylko
z „Horeszkowskiej wyszła jednorurki". Kiedy niedźwiedź
atakował Hrabiego, Bernardyn wyrwał strzelbę z rąk Gerwazego i wypalił.
Klucznik stwierdził, że znał tylko jednego człowieka, „co mógł
takim popisać się strzałem." Był nim Jacek Soplica. Rozglądano
się wokół za księdzem Robakiem, ale zakonnik gdzieś zniknął.
Wojski rozkazał rozpalić ogień, dostarczono jedzenie i wódkę. W
kociołkach grzał się bigos. Kiedy wszyscy posili się, rozpoczęto
przygotowania do drogi powrotnej. Tadeusz i Hrabia jechali ze smętnymi
minami, niezadowoleni z faktu, że nie udało im się pokonać niedźwiedzia,
a zamiast tego wyrywali sobie oszczep. Wojski powrócił do swojej opowieści
o Doweyce i Domeyce. Przez podobieństwo nazwisk szlachcice mieli nieraz
nie lada kłopoty: na sejmikach głosowano nie na tego, co trzeba, Doweyce
obcięto wąsy za pojedynek Domeyki. Sąsiedzi postanowili zakończyć
spór pojedynkiem - zamierzali celować do siebie przez niedźwiedzią
skórę. Wojski jako sekundant miał przygotować skórę i odpowiednio
ustawić przeciwników. Nagle w pobliżu przebiegł zając. Asesor i
Rejent spuścili swoje charty. Psy goniły szaraka, lecz ten umknął
do lasu. Właściciele Kusego i Sokoła tłumaczyli, że psy poniosły
porażkę, ponieważ nie przywykły do polowań: „charty bez smycza
nie nawykły chodzić". Wojski wrócił do przerwanej historii
o Doweyce i Domeyce. Jako sekundant podzielił niedźwiedzią skórę
na pasy i postawił wrogów po przeciwnych stronach. Odległość była
tak duża, że nie mogliby do siebie mierzyć. Wszyscy świadkowie pojedynku
zaczęli się śmiać, a odwieczni nieprzyjaciele musieli się pogodzić.
Ich spór przerodził się w przyjaźń, Doweyko ożenił się z siostrą
Domeyki, „Domeyko pojął siostrę szwagra, Doweykównę", podzielili majątek na dwie równe części i wspólnie wybudowali karczmę
Niedźwiadek. Pomysł z niedźwiedzią skórą Wojski zaczerpnął od
Wergiliusza.