Reduta Ordona - Adam Mickiewicz
- Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
- Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;
- Już czernią się na białych palisadach wałów.
- Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
- Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka
- Wrzucony motyl błyska, -- mrowie go naciska, --
- Zgasł -- tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo
- Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało?
- Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?
- Zgasnął ogień. -- Już Moskal rogatki wywalał.
- Gdzież ręczna broń? -- Ach, dzisiaj pracowała więcej
- Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej;
- Zgadłem, dlaczego milczy, -- bo nieraz widziałem
- Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.
- Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
- Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
- A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
- Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
- Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
- Żołnierz jako młyn palny nabija -- grzmi -- kręci
- Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
- Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
- Szukała, nie znalazła -- i żołnierz pobladnął,
- Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;
- I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
- Upuścił ją i upadł; -- nim dobiją, skona.
- Takem myślił, -- a w szaniec nieprzyjaciół kupa
- Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa.
- Pociemniało mi w oczach -- a gdym łzy ocierał,
- Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
- On przez lunetę wspartą na moim ramieniu
- Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
- Na koniec rzekł; "Stracona". -- Spod lunety jego
- Wymknęło się łez kilka, -- rzekł do mnie: "Kolego,
- Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
- Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?" -- "Jenerale,
- Czy go znam? -- Tam stał zawsze, to działo kierował.
- Nie widzę -- znajdę -- dojrzę! -- śród dymu się schował:
- Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy
- Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. --
- Widzę go znowu, -- widzę rękę -- błyskawicę,
- Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
- Biorą go -- zginął -- o nie, -- skoczył w dół, -- do lochów"!
- "Dobrze -- rzecze Jenerał -- nie odda im prochów".
- Tu blask -- dym -- chwila cicho -- i huk jak stu gromów.
- Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów,
- Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
- Toczyły się na kołach -- lonty zapalone
- Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
- Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.
- I nie było nic widać prócz granatów blasku,
- I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
- Spojrzałem na redutę; -- wały, palisady,
- Działa i naszych garstka, i wrogów gromady;
- Wszystko jako sen znikło. -- Tylko czarna bryła
- Ziemi niekształtnej leży -- rozjemcza mogiła.
- Tam i ci, co bronili, --i ci, co się wdarli,
- Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli.
- Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza
- Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza.
- Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
- Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.
- On będzie Patron szańców! -- Bo dzieło zniszczenia
- W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia;
- Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze.
- Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
- Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
- Obleją, jak Moskale redutę Ordona --
- Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute,
- Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.